poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Baltivia. /B. Kurek

Zaniosłam wszystkie bagaże do mojego nowiutkiego, białego Audi. Sama nie wiem co mnie natchnęło na kupno tak drogiego auta, ale skoro stać mnie, postanowiłam nie żałować i wydać te kilkadziesiąt tysięcy. Jako, że pracuję jako tłumacz języka angielskiego, często jeżdżę w delegacje na różnego rodzaju konferencję czy spotkania. Więc jeśli mam jechać, czasem nawet kilka tysięcy kilometrów, powinnam mieć dobrej jakości i bezpieczne auto. Tym razem wybierałam się do Szwecji, gdzie miałam przeprowadzić rozmowę z jednym z najważniejszych naszych klientów. Wróciłam się jeszcze do mojego przestrzennego mieszkania, na przedmieściach Łodzi aby rozejrzeć się czy na pewno wszystko zabrałam. Oczywiście okazało się, że zapomniałabym torebki z dokumentami, portfelem i telefonem. Wsiadłam do auta i ruszyłam w stronę Świnoujścia skąd miałam rejs promem. Byłam zdenerwowana ponieważ nigdy wcześniej nie miałam okazji płynąć promem i nie byłam pewna czy przypadkiem nie mam choroby morskiej. Po sześciu godzinach jazdy, kilku przystankach na stacji benzynowej i kawiarni dotarłam na miejsce. Zakupiłam zarezerwowany wcześniej bilet i ustawiłam się w kolejce, która prowadziła do parkingu na statku. Czekając spojrzałam na prom "Baltivia", na którym miałam zaraz się znaleźć. Był imponująco wielki. Tiry, które wjeżdżały do środka robiły się małe przy tak wielkiej maszynie.  Panowie pilnujący aby wszystkie auta się zmieściły i wjechały poprawnie, radzili sobie bardzo dobrze, dopóki nie trafili na mnie!
- Teraz Pani kolej, ale wjeżdżasz jako ostatnia więc masz bardzo mało miejsca. Będziemy Ci pokazywali ile jeszcze masz centymetrów do następnego auta. - bardzo wysoki, postawny mężczyzna wytłumaczył mi co muszę zrobić
- Centymetrów?! - pisnęłam - Nie dam rady, wjedź za mnie!
- Dasz, spokojnie. - odszedł w miejsce gdzie miałam zaparkować.
Spanikowana zaczęłam powoli wjeżdżać pod górę. Mężczyźni, którzy pomagali mi dokonać tego niezwykłego czynu krzyczeli, że świetnie mi idzie i muszę jeszcze wjechać kilkanaście centymetrów, ale wcale nie podnosiło mnie to na duchu. Ostatni raz nacisnęłam mocno na gaz i udało mi się właściwie zaparkować. Odetchnęłam z ulgą, a panowie zaczęli się przyjaźnie śmiać i mi gratulować. Wyszłam z samochodu z zamiarem skierowania się do wejścia na wyższy pokład.
- Poczekaj, teraz musimy zamknąć ten wjazd więc musimy unieść się trochę do góry. Tak jakbyś jechała windą, lubisz? -  jeden z tych chłopaków złapał mnie za rękę
- Nie za bardzo, wręcz nienawidzę.
- Tak też myślałem, ale potrwa to tylko chwilkę. Poczekaj tu ze mną, później Cię odprowadzę gdyby kręciło Ci się w głowie. - uśmiechnął się, podtrzymywał mnie za ramię gdy podnosiliśmy się do góry. Miał uroczy uśmiech i bardzo zarażający śmiech. W dodatku miał ponad dwa metry, był bardzo umięśniony, ale trzymał mnie delikatnie.
Gdy wjazd został zamknięty faktycznie kręciło mi się w głowie. Dlatego silne ramię chłopaka bardzo mi się przydało. Przytaknęłam na ponowną propozycję odprowadzenia mnie i już po chwili przeciskałam się między autami. Niestety miałam ubraną białą, elegancką bluzkę, a samochody pomiędzy, którymi przechodziłam były brudne. Na szczęście Bartosz, bo tak przedstawił się mój pomocnik, pożyczył mi swoją zieloną, wielką, odblaskową kurtkę. Gdy staliśmy już obok baru podziękowałam grzecznie i skierowałam się w stronę mojej kabiny. Nie chciałam rozstawać się z Bartkiem ponieważ wydawał mi się troskliwym, ciepłym mężczyzną, ale każde z nas chciało się odświeżyć. Wchodząc do kabiny potknęłam się o dywan, ale udało mi się utrzymać równowagę po czym krzyknęłam triumfalne "Hura!", co okazało się mało dojrzałe, bo chłopak, który przechodził popatrzył się na mnie jak na wariatkę, a moja mina automatycznie zrzedła. Zamknęłam za sobą wąskie drzwi i od razu poszłam pod prysznic. Po umyciu się postanowiłam iść pozwiedzać, mimo iż na zegarku była 22:30, a łóżko zachęcało pachnącą pościelą. Wyszłam na korytarz i od razu przypomniał mi się "Titanic". Skierowałam się w stronę baru, ale nic ciekawego nie przykuło mojej uwagi więc nic nie zamówiłam. Później w małym sklepiku zakupiłam perfumy Hugo Boss, które polecił mi pan kasjer i faktycznie, miały piękny zapach. Po wypsikaniu się nowym nabytkiem, usiadłam na fotelu lotniczym i w Internecie zaczęłam szukać hotelu w Szwecji. Po chwili ktoś usiadł obok mnie.
- Znowu się widzimy. - Bartosz już przebrany w zwyczajne ubrania i wykąpany uśmiechnął się w moją stronę - Właściwie to szukałem Cię.
- Dobrze się składa. We dwoje zawsze raźniej, a ja płynę pierwszy raz i nie jestem pewna jak to przetrwam. - zmarszczyłam brwi i zerknęłam na chłopaka - Opowiedz coś o sobie, chętnie posłucham.
- Nazywam się Bartosz Kurek, mam 26 lat, jestem siatkarzem. Tydzień temu miałem urodziny więc koledzy zafundowali mi spełnienie moich marzeń. Zawsze chciałem zobaczyć jak kieruje się samochodami, które wjeżdżają na prom i popłynąć do Szwecji. W Norwegii będę do soboty.
- Ciekawe masz marzenia. - zaśmiałam się i oparłam głowę na fotelu. - Może pójdziemy zobaczyć morze, wydaje mi się, że wypłynęliśmy już z portu.
Bartek skinął twierdząco głową i po schodach weszliśmy na zewnątrz. Wiał mocny, zimny wiatr. Było już ciemno, a światło dawały tylko latarnie. Morze powoli robiło się coraz bardziej wzburzone. Pojawiły się bałwany, o które uderzał statek przez co delikatnie się trząsł. Gdy uderzył mocniej, zachwiałam się i wpadłam w ramiona siatkarza.
- Bartek... - szepnęłam w jego tors - Źle się czuje.
Nie mogłam ustać na nogach, a gdy chciałam zrobić krok do przodu chwiałam się i upadałam. Przymknęłam oczy i trzymałam się chłopaka. Poczułam jak unosi mnie i trzymając się jego szyi, oparłam głowę na jego torsie. Zeszliśmy na niższy pokład.
- Który numer pokoju? - zapytał cichutko wprost do mojego ucha podrażniając mi nosem szyję przez co dostałam gęsiej skórki
- 7082.
Położył mnie na łóżku i ukucnął obok mnie, dłonią delikatnie przejechał po moim policzku. ścisnęłam jego rękę i zacisnęłam powieki. Czułam się fatalnie, każdy najmniejszy ruch statku był odczuwalny, ale przy tym facecie czułam się jakby trochę lepiej i bezpieczniej. Gdy usłyszałam, ze wychodzi zrobiło mi się smutno.
- Naiwna. Myślałaś, że się Tobą zaopiekuje. Pewnie ma ważniejsze sprawy. - powiedziałam sama do siebie i zrezygnowana westchnęłam.
A gdy już powoli zasypiałam usłyszałam, ze drzwi się otwierają. I znów poczułam jego ciepły oddech tak blisko, jego perfumy tak mocno.
- Połknij. - podał mi wielką, białą tabletkę. - Poczujesz się lepiej.
Popiłam ją zimną wodą i położyłam się znów na wygodne choć wąskie łóżko.
- Bartek... - zawahałam się - Może mógłbyś się ze mną położyć? Poczułabym się raźniej.
Zmarszczył brwi i położył się obok. Rękę położył tak, ze obejmowała mnie w pasie.
- Żebyś nie spadła, ciasno tu. - wytłumaczył się i swoją twarz włożył w moje włosy.  -Śpij już.
Pobudka o 5 rano nie jest najlepszym początkiem dnia, ale pobudka o 5 rano, w towarzystwie takiego mężczyzny jest wspaniałym początkiem dnia. Wcale nie chciałam wstawać, ale wyraźnie dawano nam znaki, ze możemy już iść do swoich samochodów. Zanim obudziłam Bartosza, napisałam mu na ręce numer telefonu.
- Bartek, wstawaj. Dopłynęliśmy. - lekko potrząsnęłam jego ramieniem.
- Monika, może wymienimy się numerami telefonów?
Uśmiechnęłam się tylko tajemniczo i zbierając swoje rzeczy nuciłam cichutko Sama Smitha. Podziękowałam za to co dla mnie zrobił, ucałowałam go w ramię gdyż wyżej nie sięgałam i wyszłam. Nie biegł za mną, ale doskonale wiedziałam, że jest niesamowicie zawiedziony. Żałowałam tylko, że nie mogę zobaczyć jego miny gdy dostrzeże 9 cyfer.

Zadzwonił jeszcze tego samego dnia po południu. Do słuchawki śmiał się dobre kilka minut i próbował powiedzieć w przerwie między śmiechem, że jestem pierwszą dziewczyną, która w taki sposób zostawiła mu swój numer telefonu. Spotkaliśmy się w Szwecji, w jednej z kawiarni. Mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów, rozmawialiśmy kilka godzin. Umawialiśmy się codziennie. A po wspólnym powrocie do Polski, przynajmniej raz w tygodniu odwiedzaliśmy się nawzajem.
Gdy minęły trzy miesiące zamieszkałam z nim.
Gdy minęło dwanaście miesięcy wyszłam za niego.
A kiedy minęło trzynaście szesnaście miesięcy urodziłam mu zdrową, piękną córeczkę.
I zawsze kochaliśmy się jak wariaci. Zawsze.

Nawet z piątką dzieci, psami, kotami, rybkami, chomikami i świnkami morskimi.

--- 
Monia, yt speszjal for ju :D Kurek tylko Twój! :D
Takie luzackie, szczęśliwe, nudziarskie. Ale czasem muszę napisać coś takiego, żeby później przyjść tu z bombą!  
Już biorę się za informowanie i dodanie archiwum ;P

5 komentarzy:

  1. Super jest *-* Nie ma to, jak Bartosz - kierujący wjazdem na pokład. Czemu nie, jemu też należy się xD
    Czy normalny zdrowy siatkarz
    Może kierować ruchem aut na statku?
    Ależ owszem, czemu nie, jemu też należy się xD
    to tak apropos.
    Niezłą tą gromadkę sobie mieli xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartek kierujący ruchem na statku. W końcu możesz być kimkolwiek chcesz. A tak na serio to trochę mnie to zaskoczyło. Ale przynajmniej zaczęło się nietypowo.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaa, rozdział specjalnie dla mnie! :D <3
    Jej, jestem zaskoczona! Spodziewałam się wszystkiego, ale nie czegoś takiego ^^
    Bartosz kierujący ruchem na statku, później takie miłe chwile z Moniką (swoją drogą, piękne imię ma ta dziewczyna :D) i na koniec ślub i gromadka Kurczątek ^^ :D <3
    Kocham cię i tę historię! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Skusiłaś mnie bohaterem tej historii :)
    Marzenie oryginalne i to bardzo, ale cytując klasyka: "kto bogatemu zabroni?" ;p
    Jednak, gdyby nie, to marzenie być może by się nie spotkali? W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny. Potem wspólne mieszkanie, ślub, dziecko, dzieci, różne zwierzątka i wielka miłość, która im towarzyszy :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ehh.. Bartek taki opiekuńczy! :)
    Na początku nie wiedziałam, jak masz zamiar połączyć Monikę, prom i Bartka, ale wiedziałam, że na pewno coś wymyślisz!
    I zaskoczyłaś mnie bardzo, bo marzenie Bartosza należało do tych oryginalnych, na które tylko on mógł wpaść! Ale całość bardzo mi się podobała!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń