Zaniosłam wszystkie bagaże do mojego nowiutkiego, białego
Audi. Sama nie wiem co mnie natchnęło na kupno tak drogiego auta, ale skoro stać
mnie, postanowiłam nie żałować i wydać te kilkadziesiąt tysięcy. Jako, że
pracuję jako tłumacz języka angielskiego, często jeżdżę w delegacje na różnego
rodzaju konferencję czy spotkania. Więc jeśli mam jechać, czasem nawet kilka
tysięcy kilometrów, powinnam mieć dobrej jakości i bezpieczne auto. Tym razem
wybierałam się do Szwecji, gdzie miałam przeprowadzić rozmowę z jednym z
najważniejszych naszych klientów. Wróciłam się jeszcze do mojego przestrzennego
mieszkania, na przedmieściach Łodzi aby rozejrzeć się czy na pewno wszystko
zabrałam. Oczywiście okazało się, że zapomniałabym torebki z dokumentami,
portfelem i telefonem. Wsiadłam do auta i ruszyłam w stronę Świnoujścia skąd
miałam rejs promem. Byłam zdenerwowana ponieważ nigdy wcześniej nie miałam
okazji płynąć promem i nie byłam pewna czy przypadkiem nie mam choroby
morskiej. Po sześciu godzinach jazdy, kilku przystankach na stacji benzynowej i
kawiarni dotarłam na miejsce. Zakupiłam zarezerwowany wcześniej bilet i
ustawiłam się w kolejce, która prowadziła do parkingu na statku. Czekając
spojrzałam na prom "Baltivia", na którym miałam zaraz się znaleźć.
Był imponująco wielki. Tiry, które wjeżdżały do środka robiły się małe przy tak
wielkiej maszynie. Panowie pilnujący aby
wszystkie auta się zmieściły i wjechały poprawnie, radzili sobie bardzo dobrze,
dopóki nie trafili na mnie!
- Teraz Pani kolej, ale wjeżdżasz jako ostatnia więc masz
bardzo mało miejsca. Będziemy Ci pokazywali ile jeszcze masz centymetrów do
następnego auta. - bardzo wysoki, postawny mężczyzna wytłumaczył mi co muszę
zrobić
- Centymetrów?! - pisnęłam - Nie dam rady, wjedź za mnie!
- Dasz, spokojnie. - odszedł w miejsce gdzie miałam
zaparkować.
Spanikowana zaczęłam powoli wjeżdżać pod górę. Mężczyźni,
którzy pomagali mi dokonać tego niezwykłego czynu krzyczeli, że świetnie mi
idzie i muszę jeszcze wjechać kilkanaście centymetrów, ale wcale nie podnosiło
mnie to na duchu. Ostatni raz nacisnęłam mocno na gaz i udało mi się właściwie
zaparkować. Odetchnęłam z ulgą, a panowie zaczęli się przyjaźnie śmiać i mi
gratulować. Wyszłam z samochodu z zamiarem skierowania się do wejścia na wyższy
pokład.
- Poczekaj, teraz musimy zamknąć ten wjazd więc musimy
unieść się trochę do góry. Tak jakbyś jechała windą, lubisz? - jeden z tych chłopaków złapał mnie za rękę
- Nie za bardzo, wręcz nienawidzę.
- Tak też myślałem, ale potrwa to tylko chwilkę. Poczekaj tu
ze mną, później Cię odprowadzę gdyby kręciło Ci się w głowie. - uśmiechnął się,
podtrzymywał mnie za ramię gdy podnosiliśmy się do góry. Miał uroczy uśmiech i
bardzo zarażający śmiech. W dodatku miał ponad dwa metry, był bardzo
umięśniony, ale trzymał mnie delikatnie.
Gdy wjazd został zamknięty faktycznie kręciło mi się w
głowie. Dlatego silne ramię chłopaka bardzo mi się przydało. Przytaknęłam na
ponowną propozycję odprowadzenia mnie i już po chwili przeciskałam się między
autami. Niestety miałam ubraną białą, elegancką bluzkę, a samochody pomiędzy,
którymi przechodziłam były brudne. Na szczęście Bartosz, bo tak przedstawił się
mój pomocnik, pożyczył mi swoją zieloną, wielką, odblaskową kurtkę. Gdy
staliśmy już obok baru podziękowałam grzecznie i skierowałam się w stronę mojej
kabiny. Nie chciałam rozstawać się z Bartkiem ponieważ wydawał mi się
troskliwym, ciepłym mężczyzną, ale każde z nas chciało się odświeżyć. Wchodząc
do kabiny potknęłam się o dywan, ale udało mi się utrzymać równowagę po czym
krzyknęłam triumfalne "Hura!", co okazało się mało dojrzałe, bo chłopak,
który przechodził popatrzył się na mnie jak na wariatkę, a moja mina
automatycznie zrzedła. Zamknęłam za sobą wąskie drzwi i od razu poszłam pod
prysznic. Po umyciu się postanowiłam iść pozwiedzać, mimo iż na zegarku była
22:30, a łóżko zachęcało pachnącą pościelą. Wyszłam na korytarz i od razu
przypomniał mi się "Titanic". Skierowałam się w stronę baru, ale nic
ciekawego nie przykuło mojej uwagi więc nic nie zamówiłam. Później w małym
sklepiku zakupiłam perfumy Hugo Boss, które polecił mi pan kasjer i faktycznie,
miały piękny zapach. Po wypsikaniu się nowym nabytkiem, usiadłam na fotelu
lotniczym i w Internecie zaczęłam szukać hotelu w Szwecji. Po chwili ktoś
usiadł obok mnie.
- Znowu się widzimy. - Bartosz już przebrany w zwyczajne
ubrania i wykąpany uśmiechnął się w moją stronę - Właściwie to szukałem Cię.
- Dobrze się składa. We dwoje zawsze raźniej, a ja płynę
pierwszy raz i nie jestem pewna jak to przetrwam. - zmarszczyłam brwi i
zerknęłam na chłopaka - Opowiedz coś o sobie, chętnie posłucham.
- Nazywam się Bartosz Kurek, mam 26 lat, jestem siatkarzem.
Tydzień temu miałem urodziny więc koledzy zafundowali mi spełnienie moich
marzeń. Zawsze chciałem zobaczyć jak kieruje się samochodami, które wjeżdżają
na prom i popłynąć do Szwecji. W Norwegii będę do soboty.
- Ciekawe masz marzenia. - zaśmiałam się i oparłam głowę na
fotelu. - Może pójdziemy zobaczyć morze, wydaje mi się, że wypłynęliśmy już z
portu.
Bartek skinął twierdząco głową i po schodach weszliśmy na
zewnątrz. Wiał mocny, zimny wiatr. Było już ciemno, a światło dawały tylko
latarnie. Morze powoli robiło się coraz bardziej wzburzone. Pojawiły się
bałwany, o które uderzał statek przez co delikatnie się trząsł. Gdy uderzył
mocniej, zachwiałam się i wpadłam w ramiona siatkarza.
- Bartek... - szepnęłam w jego tors - Źle się czuje.
Nie mogłam ustać na nogach, a gdy chciałam zrobić krok do
przodu chwiałam się i upadałam. Przymknęłam oczy i trzymałam się chłopaka.
Poczułam jak unosi mnie i trzymając się jego szyi, oparłam głowę na jego
torsie. Zeszliśmy na niższy pokład.
- Który numer pokoju? - zapytał cichutko wprost do mojego
ucha podrażniając mi nosem szyję przez co dostałam gęsiej skórki
- 7082.
Położył mnie na łóżku i ukucnął obok mnie, dłonią delikatnie
przejechał po moim policzku. ścisnęłam jego rękę i zacisnęłam powieki. Czułam
się fatalnie, każdy najmniejszy ruch statku był odczuwalny, ale przy tym
facecie czułam się jakby trochę lepiej i bezpieczniej. Gdy usłyszałam, ze
wychodzi zrobiło mi się smutno.
- Naiwna. Myślałaś, że się Tobą zaopiekuje. Pewnie ma
ważniejsze sprawy. - powiedziałam sama do siebie i zrezygnowana westchnęłam.
A gdy już powoli zasypiałam usłyszałam, ze drzwi się
otwierają. I znów poczułam jego ciepły oddech tak blisko, jego perfumy tak
mocno.
- Połknij. - podał mi wielką, białą tabletkę. - Poczujesz
się lepiej.
Popiłam ją zimną wodą i położyłam się znów na wygodne choć
wąskie łóżko.
- Bartek... - zawahałam się - Może mógłbyś się ze mną
położyć? Poczułabym się raźniej.
Zmarszczył brwi i położył się obok. Rękę położył tak, ze
obejmowała mnie w pasie.
- Żebyś nie spadła, ciasno tu. - wytłumaczył się i swoją
twarz włożył w moje włosy. -Śpij już.
Pobudka o 5 rano nie jest najlepszym początkiem dnia, ale
pobudka o 5 rano, w towarzystwie takiego mężczyzny jest wspaniałym początkiem
dnia. Wcale nie chciałam wstawać, ale wyraźnie dawano nam znaki, ze możemy już
iść do swoich samochodów. Zanim obudziłam Bartosza, napisałam mu na ręce numer
telefonu.
- Bartek, wstawaj. Dopłynęliśmy. - lekko potrząsnęłam jego
ramieniem.
- Monika, może wymienimy się numerami telefonów?
Uśmiechnęłam się tylko tajemniczo i zbierając swoje rzeczy
nuciłam cichutko Sama Smitha. Podziękowałam za to co dla mnie zrobił,
ucałowałam go w ramię gdyż wyżej nie sięgałam i wyszłam. Nie biegł za mną, ale
doskonale wiedziałam, że jest niesamowicie zawiedziony. Żałowałam tylko, że nie
mogę zobaczyć jego miny gdy dostrzeże 9 cyfer.
Zadzwonił jeszcze tego samego dnia po południu. Do słuchawki
śmiał się dobre kilka minut i próbował powiedzieć w przerwie między śmiechem,
że jestem pierwszą dziewczyną, która w taki sposób zostawiła mu swój numer
telefonu. Spotkaliśmy się w Szwecji, w jednej z kawiarni. Mieliśmy mnóstwo
wspólnych tematów, rozmawialiśmy kilka godzin. Umawialiśmy się codziennie. A po
wspólnym powrocie do Polski, przynajmniej raz w tygodniu odwiedzaliśmy się
nawzajem.
Gdy minęły trzy miesiące zamieszkałam z nim.
Gdy minęło dwanaście miesięcy wyszłam za niego.
A kiedy minęło trzynaście szesnaście miesięcy urodziłam mu
zdrową, piękną córeczkę.
I zawsze kochaliśmy się jak wariaci. Zawsze.
Nawet z piątką dzieci, psami, kotami, rybkami, chomikami i
świnkami morskimi.
---
Monia, yt speszjal for ju :D Kurek tylko Twój! :D
Takie luzackie, szczęśliwe, nudziarskie. Ale czasem muszę napisać coś takiego, żeby później przyjść tu z bombą!
Już biorę się za informowanie i dodanie archiwum ;P
Super jest *-* Nie ma to, jak Bartosz - kierujący wjazdem na pokład. Czemu nie, jemu też należy się xD
OdpowiedzUsuńCzy normalny zdrowy siatkarz
Może kierować ruchem aut na statku?
Ależ owszem, czemu nie, jemu też należy się xD
to tak apropos.
Niezłą tą gromadkę sobie mieli xD
Bartek kierujący ruchem na statku. W końcu możesz być kimkolwiek chcesz. A tak na serio to trochę mnie to zaskoczyło. Ale przynajmniej zaczęło się nietypowo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Aaaaa, rozdział specjalnie dla mnie! :D <3
OdpowiedzUsuńJej, jestem zaskoczona! Spodziewałam się wszystkiego, ale nie czegoś takiego ^^
Bartosz kierujący ruchem na statku, później takie miłe chwile z Moniką (swoją drogą, piękne imię ma ta dziewczyna :D) i na koniec ślub i gromadka Kurczątek ^^ :D <3
Kocham cię i tę historię! :D
Skusiłaś mnie bohaterem tej historii :)
OdpowiedzUsuńMarzenie oryginalne i to bardzo, ale cytując klasyka: "kto bogatemu zabroni?" ;p
Jednak, gdyby nie, to marzenie być może by się nie spotkali? W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny. Potem wspólne mieszkanie, ślub, dziecko, dzieci, różne zwierzątka i wielka miłość, która im towarzyszy :)
Pozdrawiam :)
Ehh.. Bartek taki opiekuńczy! :)
OdpowiedzUsuńNa początku nie wiedziałam, jak masz zamiar połączyć Monikę, prom i Bartka, ale wiedziałam, że na pewno coś wymyślisz!
I zaskoczyłaś mnie bardzo, bo marzenie Bartosza należało do tych oryginalnych, na które tylko on mógł wpaść! Ale całość bardzo mi się podobała!
Pozdrawiam!